piątek, 7 lutego 2014

005. L.JOE, I

Witam :) Przychodzę z zamówieniem dla Love Lala! L.Joe z Teen Top. Tak się składa, że jest to mój bias z TT. Zapraszam do czytania i komentowania :D
Mam nadzieję, że jest to choć odrobinę smutne. Muszę przyznać, ze dużo czasu zajęło mi wymyślenie w miarę wiarygodnej historii :)



TEEN TOP, L.JOE



Za oknem świeciło słońce. Dzień był niezwykle pogodny i jedynym twoim pragnieniem było wyjść teraz na spacer. Tak dawno tego nie robiłaś. Rozejrzałaś się po pokoju. Biało. Biało i surowo. Odwróciłaś głowę w bok. Kroplówka jeszcze się nie skończyła. Kolejny taki sam dzień. Przynajmniej jeden kolejny. Jeden kolejny na tym świecie. Choroba powoli cię wyniszczała, a oczekiwanie na przeszczep wprawiało w smutek. Twoje życie już dawno przestało być takie jak kiedyś. Chciałabyś go teraz zobaczyć, a jego jak zwykle nie było przy tobie. Czasem mogłaś zobaczyć jego twarz. Włączałaś telewizor i on tam był, uśmiechnięty i szczęśliwy. Byunghun. A może teraz powinnaś nazywać go L.Joe? Tak jak jego fanki. Nawet raz udało ci się pójść na jego występ. Wydawał ci się wtedy taki inny, różny od twojego przyjaciela z dzieciństwa. Dlaczego teraz wyglądał jakby był taki pewny siebie i przebojowy? Jeszcze pamiętasz jak graliście razem w piłkę i zajadaliście żelkami. On powinien być tu przy tobie. Nie chciałaś po niego dzwonić, nie miałaś na to siły. Powinien sam się tu znaleźć, sam na to wpaść. Czy jego kariera jest aż tak ważna? Nie ma ochoty się z tobą pożegnać? Na samą myśl o śmierci łzy pojawiły się w twoich oczach. Jest jeszcze tyle życia przed tobą. Nie powinnaś się poddawać. Jeszcze nie teraz…


Powoli otworzyłaś oczy. Znów zasnęłaś w środku dnia i obudziłaś się w nocy. Byłaś zmęczona ale jakoś twoje niepokoje odbierały ci sen. Szczególnie nocą, gdy w końcu zostawałaś zupełnie sama i twą głowę wypełniały ponure myśli. Coś jednak było inaczej niż zazwyczaj. Czułaś na swej dłoni czyjś ciepły i delikatny uścisk. Spojrzałaś w dół. To był on. Tak różny od Byunghuna, L.Joe. Lego głowa leżała na kraju twojego łóżka. Twarz zwróconą miał w twoją stronę. Najwyraźniej spał. Odetchnęłaś głęboko. Czy znów ci się to śni? Czy znów coś sobie wyobrażasz? Uczucie jego dotyku było jednak zbyt realne. W końcu przyszedł, w końcu jest przy tobie. Pierwsza łza opadłą delikatnie na twój policzek. Pragnęłaś go tak bardzo zobaczyć, a teraz był właśnie przy tobie i trzymał twą dłoń. Nigdy wcześniej tak bardzo nie chciałaś wyzdrowieć. Wstać w końcu i wyjść z tego pokoju, który przez długi czas był dla ciebie całym światem. Patrzyłaś na niego tęsknym wzrokiem. Czy on sobie zdawał sprawę z tego co do niego czujesz? I nie chodziło tu o podziw i fanowską miłość, którą czuły dziewczyny oglądając jego teledyski. To było coś więcej. Nigdy jednak nie liczyłaś na odwzajemnienie. Cholerna przyjaźń, odbierała ci to, czego tak bardzo pragnęłaś…
Obudził się, delikatnie rozchylał powieki. Wasze oczy spotkały się i przez chwilę zapomniałaś o swej obecnej sytuacji.
- Byunghun… - wyszeptałaś.
- Tak? – podniósł głowę i zbliżył się do ciebie.
- W końcu tu jesteś – uśmiechnęłaś się z trudem.
- Udało mi się wyrwać – powiedział spokojnym tonem. Wyglądał na wyczerpanego. Czy nagrywał coś do późna i zamiast iść odpocząć przyjechał prosto do szpitala?
- Nie chciałam, żeby o tym wiedział – odwróciłaś wzrok. Wcześniej tak bardzo chciałaś go zobaczyć, a teraz nagle poczułaś, że jedyne czego chcesz, to żeby w końcu wyszedł. Dlaczego ma cię oglądać w takim stanie? Pewnie wraca z nagrania z dziesiątkami pięknych idolek… Przeklęłaś się w duchu. Czy nawet w takiej chwili musisz odczuwać zazdrość?! To przeciez prawdziwy cud, że on jest tutaj!
- Jak mógłbym o tym nie wiedzieć? Zawsze myślałem, że jestem dla ciebie kimś ważnym… - powiedział z wyrzutem. – Gdyby nie twoja mama – jego głos załamał się. –Pewnie bym nie wiedział…
- Jesteś bardzo ważny, ale… – nie potrafiłaś dokończyć. Przysunął się jeszcze bliżej i dotknął wierzchem dłoni twych włosów. Przeszedł cię dreszcz, ale starałaś się tego nie okazać.
– Nawet nie wiesz jak cierpię, gdy nie mogę tu być przy tobie – wyznał poważnie, patrząc wprost w twoje oczy.
- Nie mów tak, czuję się z tym źle – w twoich oczach zaszkliły łzy. – Nie przejmuj się tym, mną, rób to co kochasz – rozkleiłaś się na dobre, a on zaczął palcem delikatnie ocierać twe łzy.
- Właśnie, kocham – wyszeptał. Spojrzał na ciebie z mieszanką smutku i czułości. Nachylił się nad tobą, a twoje serce przez chwilę przestało bić. Przysunął usta do twego czoła i złożył na nim delikatny pocałunek. – Wszystko będzie dobrze – obiecał. Ty jednak wiedziałaś, że szanse na to są nikłe. To wszystko zupełnie cię zszokowało. Czyżby widział, że umierasz i na koniec chciał okazać ci trochę serca?
- Ja… - zaczęłaś. – Już nie wierzę, że z tego wyjdę – dokończyłaś urywanym głosem. Delikatnie przygryzłaś wargę. Nie możesz. Musisz przestać płakać i wziąć się w garść. Chciałaś, żeby zapamiętał się szczęśliwą i pełną życia, a nie wiecznie zapłakaną i pogrążoną w depresji.
- Ale ja wierzę. I to wystarczy – powiedział pewnie. Naprawdę chciałaś mu wierzyć. Chciałaś, by wszystko skończyło się dobrze i tylko o to się w duchu modliłaś. Przymknęłaś oczy. Czułaś się zmęczona, zmęczona do granic możliwości. Przy nim mogłaś spać i śnić sny. Nie te okropne koszmary, które nawiedzały cię od początku choroby, ale prawdziwe, cudowne sny. W nich był on. Zawsze. Wszędzie. Jego obecność powodowała u ciebie wybuchy euforii. Jeśli tak będzie w Niebie, to nawet śmierć nie będzie taka zła. Nawet nie taka zła…


Czasem przychodził. Głownie w nocy. Zmęczony i z podkrążonymi oczyma. Czasem udawałaś, że śpisz, a czasem otwierałaś oczy i prowadziliście choć krótką rozmowę. Z reguły pytałaś o jego karierę, o to czy jest szczęśliwy. Chciałaś, by był. On powinien być. Jeśli odejdziesz z tego świata to będziesz nad nim czuwać, do końca.
W końcu wyjechał. Japonia przecież nie jest tak daleko. Samolotem nigdzie nie jest daleko. Wolałaś go jednak mieć przy sobie. Byłaś taka samolubna… On miał własne życie. Może byłaś jego jakąś nikłą cząstką, ale nie na tyle istotną. Nie aż tak znaczącą… Twoja kondycja zdecydowanie się pogorszyła. Rodzina już nawet nie kryła przed tobą łez. Czy umierałaś? Pewnie tak. Czułaś się zrezygnowana. Nie było jego, nie było nadziei, ostatnie dni mijały.
I wtedy zdarzył się cud. Wszystko toczyło się jak w jakimś zakręconym filmie. Dawca. Szpik. Przeszczep. I on. Przyjechał. Gdy tylko dowiedział się, że operacja się odbędzie, że znalazł się dawca, wybiegł zza kulis. Nie zakończył koncertu z resztą. Pobiegł prosto na lotnisko. Bez bagażu, sam. Poleciał ku tobie. Gdybyś o tym wtedy wiedziała, pewnie plułabyś sobie w twarz. Co z jego karierą, co z jego marzeniami? Czy to jednak wtedy było ważne? Gdy otwierałaś oczy widziałaś jego twarz. Twój stan był ciężki i przeprowadzenie zabiegu wcale nie gwarantowało, że przeżyjesz. On jednak nie opuszczał cię na krok. Widząc jego uśmiech, nabierałaś sił i chęci. Żyłaś i to życie nie było wcale takie złe.


L.Joe miał zapalenie wyrostka robaczkowego. Przynajmniej taką przyczynę jego nieobecności na finale koncertu podały japońskie media. Śmiałaś się z tego. Gdyby ktoś z nich znał Byunghuna, to wiedziałby, że wyrostek wycięto mu w podstawówce. Oczywiście nieźle musiał się natrudzić, by wyjaśnić wszystko swemu szefowi. Pewnie jeszcze dużo czasu minie, nim wróci do łask wytwórni. On jednak się tym nie przejmował. Dziś był kolejny słoneczny dzień. Idealna pogoda na spacer. W końcu mógł zabrać ją na spacer i szczerze porozmawiać.

Park wokół szpitala był mały, ale przytulny. Szliście powoli, Byunghun trzymał twoją dłoń. Naturalnie chwycił cię za nią zaraz gdy wstałaś z łóżka i do tej chwili jej nie puścił. Onieśmielona, nie odezwałaś się nawet słowem.
- Kocham, to co robię – zaczął mówić pogodnym tonem.
- Wiem – pokiwałaś głową. – To widać na każdym występie – wyjaśniłaś.
- Miło słyszeć, że interesujesz się Teen Top – powiedział z szerokim uśmiechem.
- Nie Teen Top – zaśmiałaś się. – Tylko tobą – skończyłaś poważnie i zatrzymałaś się.
- Chyba jesteś moją największą fanką – on również zmienił ton. Patrzył wprost na ciebie.
- Nie – powiedziałaś twardo. – Jestem kimś więcej – dodałaś z uporem. On zaśmiał się na twoje słowa i ujął twą drugą dłoń.
- Masz rację – wyszeptał, a potem nawet nim zdążyłaś zareagować, pocałował cię. Dotyk jego ust wprawił cię w osłupienie, ale po tej chwili zesztywnienia dałaś zupełny upust swoim emocjom i odwzajemniłaś pocałunek. Jak to jest całować swoją pierwszą miłość, osobę, przez którą tyle razy się płakało i śmiało? Teraz już wiedziałaś. Było to niesamowite uczucie.


****
WYJAŚNIENIA
Nie mam pojęcia o medycynie i nie wiem czy ta licha historia choroby jest wiarygodna. Jeśli czyta to jakiś student medycyny to proszę o zrozumienie xD
Informację w wyrostkiem L.Joe zmyśliłam.


2 komentarze:

  1. O matulu. Świetny scenariusz. Gomawo bardzo dziękuję. Nie spodziewałam się takiego scenariusza, wyszedł lepiej niż myślałam. Jesteś cudowna. Cudownie ci wyszedł. Jeszcze raz gomawo

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ufff mogę odetchnąć z ulgą. Dziękuję za miłe słowa! ;D

      Usuń